26 lut 2010

GPS CZYLI JAK NIE TRAFIĆ DO CELU

Docieramy do Gliczarowa Górnego, ale nie tak od razu! Nie ma to jak korzystanie z GPS, który poprowadzi Cię przez ośnieżone szczyty, gdzie nie dociera żaden pług. Niby wydawało się logiczne (doprawdy?), że aby dotrzeć do Gliczarowa Górnego należy przejechać przez Gliczarów Dolny. Gdyby nawet pominąć tę logikę to nie sposób nie zgodzić się z wskazówkami miejscowych, więc brnęliśmy do celu. O tak! Dosłownie brnęliśmy, bo wjechaliśmy już pod niezła górę, minęliśmy ostatnie zabudowania i strumyk a śniegu było jakby coraz więcej. Ów fakt też cieszył, bo przyjechaliśmy w końcu na narty! Kiedy zajechaliśmy pod prowadząca w górę ścieżkę, zobaczyliśmy lód i ... No właśnie kierowca (płci męskiej) postanowił się zmierzyć z przeciwnościami natury, przy panicznym zawodzeniu pasażera (czytaj istota płci żeńskiej). W efekcie góra pozostała niezdobyta, nasz "mondi" się nieźle spocił, a my zdecydowaliśmy, że czas zawrócić. Nie mogę do dziś przeboleć, że lęk w przecieraniu nowych szlaków samochodem tak mnie sparaliżował, iż nie powstał najmniejszy fotograficzny znak zdobywania niemożliwego;)Koniec końców zawróciliśmy, mimo sprzeciwów pani z GPS, która uparcie powtarzała "jesteś na złej drodze".Pewnie się zdziwiła, ale sama nie wiedząc jak to zrobiła, oświadczyła pod zarezerwowanym domkiem w Gliczarowie Górnym: "jesteś u celu"

Ośnieżony stok w Gliczarowie Górnym

Schodzimy z naszego domku pod stok, aby zrobić niespodziankę rodzince

Blisko coraz bliżej...
A kuku! Jesteśmy!

1 komentarz:

Widek pisze...

Nie muszę chyba pisać, że z mojego punktu widzenia owo "zdobywanie" wyglądało z goła inaczej ale to nie mój blog ;)