23 sty 2008

BY NIE UWIĘZIĆ DUSZY...

Czekałam na dzisiejszy dzień już od dawna, bo miałam spotkać się z serdecznym przyjacielem Robertem. Znamy się już trochę i rozmawiamy godzinami przez telefon, gg i zawsze wiemy co u kogo się dzieje. Można wątpić w przyjaźń damsko - męską i toczono mnóstwo dyskusji na ten temat, ale wierzę, że jest ona możliwa w najczystszej postaci tak jak w naszym przypadku!
Dzień wyjątkowy pod każdym względem, bo po pierwsze: dawno się nie widzieliśmy, po drugie:Robert - świeżo upieczony kierowca i właściciel nowego fiata udał się na pierwszą, odważną wyprawę do Chorzowa, po trzecie: miałam przygotować obiecaną lasagne. I wszystko się udało! Robert świetnie poradził sobie na trasie, spotkaliśmy się i zjedliśmy lasagne.
W przypadku ostatniego punktu wiele nie brakowało, żeby nie został zrealizowany, bo kupiłam inny makaron niż zwykle i insrukcje w języku nie do końca polskim i włoskim były sprzeczne. Makaron i ja przeszliśmy cięzkie próby, które w efekcie zakończyły się powstaniem lasagne.

Lasagne ragu
Kiedy lasagne skwierczała jeszcze w piekarniku my wspominalismy stare czasy, oglądaliśmy zdjęcia i rozmawialiśmy o naszych przygodach. Ponieważ Robert nie przepada za zdjęciami nie zrobiliśmy pamiątkowej fotki. Poza tym nie wolno , jak mawia Robert, więzić duszy w takim zaklętym pudełku (może przeklętym pudełku?) jakim jest aparat. Natomiast, by uwiecznić Jego samochodowy wyczyn pstryknęłam z premedytacją pare fotek, gdy juz nadszedł czas pożegnania. Może Jego indiańska dusza w tak ogromnej fotografowanej przestrzeni nie dała się zniewolić, a jesli nawet.... to własnie na blogu pozwolę jej ulecieć;)


Szerokiej drogi! (bez dodatkowych pasów ruchu pojawiajacych się znienacka)

Brak komentarzy: