7 kwi 2008

JĘZYKOWE POTYCZKI


Języki obce to ja i lubię ,a owszem, dlaczego nie? W porywach to i trzy zgłębiam równocześnie. I to bynajmniej żadna ze mnie poliglotka;) Zwykle to dominuje francuski, więc przemieszczając się z punktu A do punktu B, słucham mp3, powtarzam, czytam i to jest la priorite. Do tego włoski, głównie przez muzykę np. Tozzi, Renato Zero i jakby nie było kontakty z Zuzią. Wstyd by było nie podłapać chociaż paru słówek własnie ze względu na tę wieloletnią przyjaźń. No i do tego dochodzi mieszanina języków słowiańskich! To dopiero niesamowite zjawisko. Dzięki Bogu moje nauczycielki języka rosyjskiego (podstawówka i liceum) sumiennie odpytywały nas z dialogów, słówkek i gramatyki. Później przyszedł czas na studia i tym razem pan profesor się zabrał za naszą edukację i to na wysokim poziomie (omówienie układu nerowego w języku rosyjskim pozostało traumatycznym przeżyciem). Będę jednak wdzięczna tej wielkiej trójcy belfrów, dzięki którym nie mam większych trudności z rozumieniem tekstów Wysockiego, Okudżawy i moich nowych fascynacji muzyczno - językowych ( o tym przy innej okazji). Wśród języków słowiańskich, po sąsiedzku uwielbiam czeski, a z tych południowosłowiańskich to już wszystkie. Dawno temu, wtedy jeszcze jugosłowiańskie klimaty, przywiozła ze Splitu Mirka, w postaci kasety niejakiego Millo Hercnica. Słuchałam tego bez przerwy i z uporem powtarzałam po dziecięcemu, zasłyszane jugo-teksty. Później były konkursy Eurowizji, gdzie często bałkańscy wykonawcy deklasowali pozostałych. Dziś rzucam się na muzyczne kąski jakie niesie ze sobą internet i śledzę podobieństwa i różnice językowe słowiańszczyzny. No i na koniec popularny angielski, który umykał przede mną albo ja przed nim. W szkole podstawowej zdominował wszystkich rosyjski, później wybrałam klasę z francuskim, uczyłam się tego języka w ESKK i Alience France. Oczywiście równoczesnie z rosyjskim. Studia to kontynuacja rosyjskiego i niestety język angielski był dla mnie niedostępny. Ropoczęłam w Warszawie kolejne studia . I tu większość wykładów prowadzonych było przez niemieckojęzycznych profesorów znanych uczelni w Getyndze, Nijmegen, ale w obecności tłumacza- dla takich ignorantów tego języka jak ja. Kiedy rozpoczęły się praktyki zagraniczne, dreszcze strachu biegały po moich plecach. Najpierw Niemcy (Hanover) i tu na szczęscie towarzyszyła mi koleżanka biegle posługujaca się tym strasznym językiem. W innym przypadku pozostałby mi język migowy, żeby przetrwac te 3 tygodnie. Druga praktyka: Holandia. Kraj zdecydowanie bardziej przyjazny niż Niemcy, ale marna to pociecha kiedy nadal nie zna się dobrze angielskiego i niemieckiego. Ja i moja towarzyszka niedoli dostałyśmy sprawnie władającą językiem angielskim koleżankę, ale zaszła pomyłka i umieszczono ją w innej rodzinie. Musiałyśmy się nieźle nagimnastykować przy każdej kolacji, użwając wszystkich języków swiata i bodylanguage. Nie wiem jak to robiłiśmy, ale z przemiłymi Holendrami udało nam się dość sensownie porozmawiać o Nagrodach Nobla, literaturze(!). Było też wiele zabawnych sytuacji, ale to już nadaje się na osobną notatkę.(przykład: black stein- węgiel). Ostatnia praktyka odbyła się w Szwajcarii i tu już wszystko odbyło się bez zakłóceń. Przy boku, dwie biegle władające językami koleżanki i ja ze swoim francuskim. Udało się! I od tamtego czasu ciągle prześladuje mnie angielski. Sama podjęłam się nauki! Było ESKK, internetowe kursy, śledzenie tv, tekstów piosenek, SITA. Ogólnie czegoś się tam przez te lata nauczyłam , ale idzie kulawo:) Najbardziej lubię słówka nietypowe, śmieszne, idiomy. Skarbnicą tychże jest Robert, który podsuwa mi takie perełki a ja powolutku koduję. W sobotę wzięliśmy się za przeglądanie materiałów, czasopism a Dawid opowiadał o swoich zmaganiach na kursie. No i właśnie takie od lat prowadzę językowe potyczki!

Prawie Irlandczyk i na pewno nie anglojęzyczna ja!

Brak komentarzy: