"Z dwóch Beduinów tylko mój orszak się składał,
Każdy... na wyższy kamień wskakiwał — przysiadał
I podawał mi ręce... i tak szedłem długo —
Raz mi kamień był stołem — drugi raz framugą.
Trzy — a zaledwie z dołu widziane szczelinki
Były trzy komnaty — na trzy odpoczynki —
W głowy zawrocie jużem nie pomniał, gdzie idę,
I tak wszedłem... na pierwszą w świecie piramidę..."
Nam pozostały spacery u ich stóp. Przy średniej piramidzie pojawił się majestatyczny Sfinks. To naprawdę się dzieje. Jesteśmy w Gizie!
"Wyjechałem z Kairu dziś ze słońca wschodem,
Mgła biała nad palmowym Kairu ogrodem
Kryła mi złote słońce... i łzy brylantowe
Zawieszała na palmach — a gmachy różowe
Zorzą mglistą... tysiącem wieżowych promieni
Przesuwając się w bujnej ogrodu zieleni,
Odchodziły... gdzieś na wschód. Oślątko me chyże
Leciało... aż się w starym oparłem Kairze.
Łódka stała u brzegu... wsiadłem do niej — płynę...
Za Nilem widać było zieloną równinę,
Po obu stronach... domki białe pełne krasy,
Za domkami dwa wielkie daktylowe lasy,
Między lasami przestwór... i na tym przestworze
Trzy piramidy... dalej... żółte piasków morze
I niebo — blade — czyste... jak Ptolemeusza
Krąg z kryształu. — Na oczach usiadła mi dusza..."
W kasie najlepiej od razu zakupić bilet do wnętrza piramidy
Przed wejściem do Piramidy Mykerinosa
"W piramidy ścianach
Jest otwór... gdzie do grobu wchodzisz na kolanach.
Arab z pochodnią wpełznął... i zniknął. — Musiałem
Synom stepów się oddać i z duszą i z ciałem.
Dwóch zaprzęgło się do mnie, dłonie wzięli w kleszcze,
Trzeci lazł rakiem, świecąc, a czwarty mię jeszcze
Popychał — i w ciemnościach mnie gmachu pogrzebli
I śliskimi kominy, bez schodów i szczebli,
Wiedli w górę, aż wreszcie mogłem podnieść głowy."
Piramida zdobyta!
"A kiedym był — u piasków przebytych połowy,
Wzniosłem czoło — spojrzałem górą ponad głowy
I nie mogłem oczyma dolecieć do szczytu
Grobów — co uleciały w krainę błękitu —
A więc oczy, ogromem piramid odparte,
Spuściłem... wkoło były grobowce otwarte,
W których... i proch umarłych — dawno powymierał."
"Sfinks — czarną Kopta twarzą nad piasek wyzierał
I straszną była dzikość grobowej doliny...
Wtenczas wypadli słońcem wyschli Beduiny,
Brązowi w białych płaszczach... jak grobowe sępy
I porwały mię czarnych szatanów zastępy,
I wiedli z krzykiem w groby od wieków milczące,
Paląc pochodnie... blado na słońcu płonące."
Chyba wiemy co miał na myśli Słowacki pisząc o "grobowych sępach;)
A na koniec żartobliwie z Białoszewskim;)
"jechałem do Egiptu
sprawdzić naczelną metaforę
styk z nieskończonością
— — — — — — — —
— i co
sprawdziło się?
— — — — — — — —
— na wylot"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz