Postanowiłam przywieźć od rodziców maszynę, która nie była nigdy właściwie w użyciu. Stała z 20, może 30 lat. Przyszedł jej czas, bo postanowiłam wzbogacić swoje hobby i opanować umiejętność szycia. Przydałaby się ta sztuka, bo powstają prace wykonane haftem krzyżykowym i dobrze by stały się użyteczne w domu, w postaci obrusików,poduszek itp. Oczywiście zaprosiłam Ewelinkę, która ma swoją maszynę i zdarza jej się coś przeszyć. Miałyśmy wspólnie poznać maszynę i potestować. Zaczęłyśmy od kawki, a potem było już tylko śmieszniej. Maszyna rządziła nami. Byłyśmy bezradne. Czy to jej wiek czy może wyuczone przez lata lenistwo, nie pozwoliły nawet na drobne manewry. Nie zniechęcone manipulowałyśmy wszelkimi dźwigienkami, pokrętłami i zdjęcia poniżej są bardziej dowodem wszelkich prób uruchomienia, niźli aktywnej pracy zwanej szyciem. Nie psułyśmy sobie humoru i wytargałyśmy stary fartuch, który miał być pierwotnie betatesterem. Uznałyśmy ,że jest dziełem rąk naszych i zadowolone naciągnęłyśmy go na swoje grzbiety. Teraz to już tylko pozostało wziąć mopa do ręki i ruszyć do sprzątania. Idealnie wczułyśmy sie w rolę gospodyń domowych, a maszynę do szycia czym prędzej ( na ile pozwalał jej ciężar) usunęłyśmy z naszych oczu. Próba pierwsza zakończona fiaskiem.
Kawka przy maszynie.
Igła ani drgnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz